sobota, 24 listopada 2012

Szalona chemiczka

Zacznę od tego, że już jest stabilnie, etap szaleństwa przeszedł w etap "kota", ale po kolei.

Od ostatniego postu wydarzyło się bardzo wiele. Przede wszystkim sprawy z Nim nie pomogły. Ale to nie jest dokładnie tak, jak ja to postrzegam. Przestałam zauważać dobre rzeczy w tym związku, a skupiłam się na niedoskonałościach, nawet rozmowa o Alicji przebiegła w kontekście filmu: "Oczy szeroko zamknięte", który o tym był: cały czas mamy okazję, podobają nam się inni, mimo to, dokonujemy wyboru. Z resztą nie będę tłumaczyć.
Te krótkie dni, niedawna sesja na terapii poruszająca niezwykle bolesne tematy i problemy w związku spowodowały, że oszalałam. Nazwa nieprofesjonalna, ale jakże oddająca irracjonalność i nierealność tych przeżyć. Wpadłam w jakiś stan nerwicowo - lękowo - depresyjny. Lęk zdecydowanie dominował, do tego stopnia, że przerażały mnie wszystkie niespodziewane dźwięki, szumy nabrały innego tonu... nie umiem opisać. Najlepiej chyba oddadzą to Jego słowa, z płaczem próbowałam mu to wytłumaczyć. Skomentował: "Kiedy szedłem nocą przez las, każdy szelest wydawał się podejrzany".
Dokładnie tak się czułam, tylko to trwało 24 godziny na dobę. Byłam w innym wymiarze, coś    niezaprzeczalnie się zmieniło, tylko co.
Przerażona, że to psychoza udałam się do psychiatry, która stwierdziła, że to towarzyszący depresji wysoki poziom lęku. Przepisała antydepresanty, które wzięłam, ze strachu co może się stać, gdy tego nie zrobię.
Tymczasem koszmar miał dopiero nadejść. Jak się okazało, jestem nadwrażliwa na ten lek ( łatwe do przewidzenia, dajcie spokój, ważę 48 kg). Przeżyłam prawdziwe piekło. To co się stało po pierwszej dawce, jest do określenia tylko dwoma słowami "bad trip". Serio, chciałam nawet skończyć ze sobą. Jeśli teraz tak ma wyglądać moje życie? Szczęściem powiedziałam Mu, żeby kategorycznie nie zostawiał mnie w nocy, w dzień żeby był jak najszybciej po pracy, bo nie odpowiadam za siebie, jestem szalona. I Był. Mimo, że się trzęsłam, wymiotowałam, nie spałam całą noc...
Na pierwszej dawce się skończyło, nazajutrz dzwoniłam do przychodni, przerażona, co teraz robić? Brać czy nie. Przykrym jest, że nie zostałam przełączona do lekarza, ani nawet nie podano mi żadnego telefonu, gdzie można by uzyskać poradę. Pani recepcjonistka skwitowała, że lekarz który mnie leczy, będzie dopiero w poniedziałek, a ja nie muszę brać tego leku, ona nie umie mi pomóc.
Przykre. A jakże przykrym się okazało, gdy parę dni później szukając informacji w profesjonalnej bazie danych dla lekarzy o lekach (z pracy mam dostęp), znalazłam informacje o niebezpiecznych dla zdrowia i życia objawach, które wymagają natychmiastowej interwencji lekarza.

Otóż miałam część z nich.

W ogromnym stanie histerii zdecydowałam szczęśliwie sama, że nie wezmę więcej. I dobrze. Mogło skończyć się śmiercią... Najgorszym chyba było to, że człowiek sam nie jest w stanie określić, czy to co przezywa to skutek leku i przejdzie, czy też oszalał do reszty i czeka go jedynie szpital. Wszytko jest bardzo realne i prawdziwe.

Z dnia na dzień było coraz lepiej, a w feralny poniedziałek poszłam do pani doktor, która nie za bardzo przejęła się swoim błędem. Stwierdziła tylko, że faktycznie dawka była za duża, ale tego nikt nie mógł przewidzieć, jak kto i na co zareaguje. Tiaa...


Tymczasem  w ostatnich dniach zaadoptowałam kotka, który od tamtej chwili stał się przynajmniej połową mojego świata. Może o nim w następnym poście, bo się rozpisałam.

P.S. Czuję się już dobrze.

4 komentarze:

  1. nie znam podloza tego skad masz takie czy inne uczucia i odczucia. jednak jesli facet jest ich powodem, to po co z takim czlowiekiem byc? zas jesli mezczyzna ten jest bo Cie kocha i potrafi sprawic byc na nowo odzyla i poczula sie przede wszystkim kochana i akceptowana i jest z Toba bo sam tego chce, wtedy zycze Wam powodzenia:)

    fajnie, ze masz kociaka. ja pragne dla synka sprawic kociaka badz pieska tylko wlasciciel domu nie chce sie zgodzic i nie wiem jak go przekabacic...

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak kotek? Myślę że to dobry pomysł z ta adopcją. Taki futrzak w pobliżu to spora dawka miłości :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No i co się z Tobą dzieje?

    PS i wyłącz ten antyspam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie wszystko wróciło na dobre tory, obecnie jestem pod nawałem pracy, leże i kwiczę, 21, a ja dopiero na dzisiaj kończę. Niedługo napiszę :)

    OdpowiedzUsuń