czwartek, 28 marca 2013

Kto przyjmie mój ból?

Nie pisałam, bo doszło u mnie do załamania zdrowia. Po usuniętym zębie do aparatu rana nie goiła się jak należy było bardzo brzydkie zapalenie, które podkopało odporność, a za tym poszły też inne rzeczy.
Podobno z tego już wyszłam, ale nadal odczuwam ból.
Ból rodzi stres i lęk, a lęk i stres rodzi ból, dodatkowo osłabia. Koło się zamyka. Chciałabym, żeby w takim czasie ktoś się mną zaopiekował, ale nie ma takiej osoby. Myślałam, że to może być Marek, jednak on odmówił. Nie chcę go tu krytykować, po ostatniej kłótni o sprzątanie zaczął się starać i robi wszytko o co poproszę. Dawka bólu, cierpienia oraz potrzeba opieki, wparcia są u mnie ogromne. Nie do opisania ciężar jaki bym chciała złożyć na czyjeś ramiona.
Na terapii doszliśmy do tego, że część bólu ma podłoże psychiczne. Jak wielka ona jest - nie wiem. Być może jest dosyć pokaźna. Może po prostu "wydziwiam". Sugerowało by to zdanie nie jednej osoby. Nie zmienia to faktu, że ból jaki odczuwam jest dla mnie realny i jak najbardziej dotkliwy.
Kiedy odrzucił moje narzekania i powiedział, że już nie może tego słuchać, wydał mi się potworem. Może nim jest, a może to ja stałam się potworem dla siebie, za coś ciągle się każę, biczuję w myślach, aż tak że naprawdę boli. Tylko czy ja nie zasługuję na to, żeby ktoś się mną zaopiekował?
No i poszedł dzisiaj - do jutra nie wróci. Budzi to obawę przed samotnością, tak bardzo nie chcę być teraz sama. Jednak nie ma wyboru. Czy mi pomaga obecność człowieka, kiedy czuję że się ze mną męczy? Kiedy widzę, że mnie w myślach krytykuje, bo jestem słaba? Kiedy proszę o pomoc, tak dużo go to kosztuje wysiłku?
Nie pomaga mi to.
Nie lubię czuć tego jak mnie odbiera. Chciałabym się wytłumaczyć i przeprosić za to, że boli. Powiedzieć, że już nie będę, że już będzie dobrze, żeby mi wybaczył niedyspozycję. Lecz to się nie dzieje. Boli, nie dostaję wsparcia, mam wyrzuty sumienia że boli, cierpię wewnątrz i w nocy odsuwam się. Żeby mnie nie dotykał. Jego dotyk mnie drażni, nawet parzy. Czuję czasem odrazę do jego zdrowego ciała, które odrzuca mój ból, zamyka się na niego, nie chce nic o cierpieniu wiedzieć.
Nie wiem jaka będzie przyszłość tego związku, bardzo go kocham, ale jeśli to ma tak wyglądać - to nie chcę. Wciąż czekam, bo nie wiem czy to ja czy to on jest potworem.

1 komentarz: