wtorek, 9 kwietnia 2013

Jestem wredna dla studentów.

Tak to już ze mną jest, że na problemy w związku reaguję autoagresją.
Wciąż trudno na tym poprzestać, ale wygląda na to że mój ból jest psychogenny. Lekarze nie wykryli żadnej przyczyny organicznej, mimo to wciąż boli.
Dziś znów zostałam sama i pobiegłam myślami tam, gdzie to się wszytko zaczęło. Nie wygląda to dobrze i coraz mniej znajduję powodów by być tu gdzie jestem i z kim jestem. Ja bym chciała, ale on  nie chcę. Kocham i bym poszła dalej, a druga strona ugrzęzła jak ogromny głaz na dnie rzeki. Szarpie się z nim tak, co jakiś czas podtapiam, krztuszę i brakuje mi już sił. Wykańczam się.
Jest ze mną coraz gorzej - przyznajmy to.
Sytuacja się powtarza. Scenariusz znany. Pojawiają się kłopoty, ja mizernieje, a Pan oddala się w sile coraz bardziej. Jakby wysysał energię.
Stop! To nie moja wina! Kłopoty były pierwsze.
No i wyglądam, czuję się z tygodnia na tydzień coraz marniej. Kto by chciał mieć cień człowieka za żonę?
Nikt.
Nie umiałam tego skończyć jak były siły i zdrowie, tak mi psychika pomaga, kończy to sama.
Nie wiem co teraz zrobię. Tak bardzo chciałam i chcę, ale pewnie nic. Będę. Pewnie nawet odzyskam wigor, humor i będę tryskać zdrowiem, promienieć. Szkoda, że w pojedynkę.

Jestem też wredna dla studentów, bo mnie wkurzają, o! Boli w jamie ustnej, nic to, że tylko psychika, boli żywo,a oni każą mi mówić. Nawet mówienie boli. Ale przestanie.

2 komentarze:

  1. W Twoich postach ostatnio dominuje głównie pesymizm...
    Może czas coś zmienić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam sie z Ginger stanowczo.
    Kobiety sa silne, zas uzalanie nad soba tylko pogorszy wszystko. Powinnas dumnie podniesc sie, wstac I wyjsc na przeciw temu co niewiadome, zostaw drania...

    OdpowiedzUsuń